niedziela, 31 marca 2013

Pseudo wiosenny stosik



Na złość. Nie ma innego wytłumaczenia jak to, że cały świat bezustannie robi mi na złość! Wypatrywałem na horyzoncie jakże pożądaną przeze mnie porę roku i dupa! Zima w najlepsze. Nie wiem kto jest tak odważny, żeby aż tak wrednie pozamieniać święta, ale niech wie, że jak go dopadnę, to marny jego los. Wszystko miało się zmienić, a w rezultacie jest tak, jak zawsze. Powiem szczerze, że czuje się strasznie samotny i smutny. Nie do wiary jak wszystko zmieniło się od pamiętnego czasu przed bożonarodzeniowego. Nie jestem już tym samym człowiekiem, którym byłem, wszystko także zmierza w innym kierunku. Straciłem na pewno moją cenną niewinność, którą lubiłem najbardziej w moim niekontrolowanym chaosie. Gdzie teraz podążam? Dokąd zmierzam? Nie umiem odpowiedzieć na to pytanie.


Miałem nadzieję pochwalić się w ów notce jak do fajnie czyta się książki w wiosenne dni, gdzieś na konarze. Gdzieś, gdzie słychać tylko śpiew ptaków. W miejscu, w którym człowiek pozostaje sam na sam ze swoimi myślami i może bez przeszkód puścić wodze fantazji, pozwalając jej na beztroski kłus pośród marzeń, które tak naprawdę ( nie oszukując siebie ) i tak nie będą nigdy moje. Niestety nic z tego. Od dziś biały kolor to zwiastun zła. 


Wesołych Świąt!


............................................................................................................

  • Wayne W. Dyer - Pokochaj Siebie ( Czarna Owca )
  • Antologia - Dziedzictwo Manitou ( Replika )
  • Wojciech Chmielarz - Podpalacz ( Czarne )







poniedziałek, 25 marca 2013

Anioł.



Wigilia, 1992 rok.

 - Mamo! Mamo! – krzyczała mała Magda biegając po mieszkaniu i szukając swojej rodzicielki.
 - Tutaj słonko, w kuchni! – głos dobiegał zza lekko uchylonych białych drzwi.
Madzia niczym sprinterka wbiegła do kuchni, szybko namierzyła paciorkowatymi zielonymi oczkami mamę, wspięła się na paluszki i wyciągnęła do góry ręce z żółta książeczką.
 - Mamo, jus fiem, dziś zdecy… wałam.
Mama Magdy otrzepała dłonie z mąki i dokładnie wytarła je w ręcznik. Wzięła na ręce swoją dziewczynkę i usiadła na krześle.
 - Co konkretnego zdecydowałaś, maleńka – obdarzyła Madzie obfitym całusem w czubek głowy, po czym wzięła do ręki ową książeczkę.
 - Mamo! Jus wiem, kim chce być, jak będę duża! – zielonooka dziewczynka wpatrywała się jak zahipnotyzowana w otwartą stronę tomiku.
Mama z uśmiechem śledziła kolorowe postacie ze skrzydełkami na plecach, ubrane w białe szaty.
 - Kochanie? Chcesz być aniołkiem? – pogłaskała małą po czuprynie włosów.
 - Taaak! Mamo, ja sce! Pojdę do szkoły aniołków!
Kobieta tylko obdarzyła córkę pełnym czułości spojrzeniem i postawiła ją na ziemi – to idź pomódl się przed kolacją i poproś o to Bozie – po czym dała Madzi lekkiego klapsa w pupę.
 - Dopsze Mamusiu!
Dziewczynka śpiewając zniknęła w swoim pokoju.

Październik, 2010 roku, godz. 22:43

Magda lubiła marzyć. Ostatnio ciągle miała przebłyski wspominające jej dzieciństwo. Często zamykała się w czterech ścianach swojego umysły, powracając do czasów, kiedy jeszcze miała trzy, cztery lata. Dziś właśnie był taki dzień. Miękkie siedzenie forda wyraźnie sprzyjało jej marzycielskiej wędrówce, a pasy bezpieczeństwa nawet nie przeszkadzały tak bardzo, jak zazwyczaj. Miała przed sobą obraz domu tuż przed Bożym Narodzeniem. Ten specyficzny klimat, zapach przyprawy do pierników, i mnóstwo aniołków, małych, drewnianych, czasem pluszowych, na choince, oknach, meblach, wszędzie. Uciekła w swój świat tak bardzo, że nie dostrzegła czerwonego światła, ani tym bardziej znaku STOP. Usłyszała tylko z oddali okropny pisk opon i klakson. Obudziła się trochę za późno. Wielka maska ciężarówki wbiła się w jej mały samochód, a potem nastała tylko ciemność. Nie czuła bólu.

*

Otworzyła swoje zielone oczy. Słyszała wrzaski osób, sygnał karateki, a niebieskie światła co chwila uderzały w jej oczy. Ktoś krzyczał, pytał czy wszystko w porządku. Ruszyła nogą, ale coś ją klinowało. Musiała pomóc sobie rękoma by wydobyć je spośród zgniecionej blachy. O dziwo czuła się dobrze, nie dokuczał jej żaden ból. W rozbitym lusterku widziała tylko zarys swojej twarzy, ale ta pozbawiony była siniaków lub śladów krwi. Ktoś namiętnie ciął piłą mechaniczną bok forda. Obróciła się lekko w lewo i napotkała wybite okno.
 - Przestańcie ciąć, wyjdę przez okno! – krzyknęła do strażaka, ale ten nie reagował.
Wzruszyła lekko ramionami, ucieszona, że zaraz zaskoczy pana w czerwonym uniformie, stając obok niego bez zadraśnięcia. Najpierw przełożyła głowę, potem pomagając rękoma wyczołgała się do pasa. Z nogami poszło o wiele łatwiej, gdyż okno za sprawa wypadku, znajdowało się tuż nad jezdnią. Wstała na równe nogi, otrzepała się lekko z kurzu i pobiegła w stronę strażaka. Zauważyła, że całemu zdarzeniu przygląda się olbrzymi tłum gapiów.
 - W porządku, nic mi nie jest! Nie martwcie się! – pomachała im, jednak nikt nie zwracał na nią większej uwagi, wszyscy wpatrywali się w zniekształcone auto. Pobiegła dalej, i poklepała po ramieniu pracującego strażaka. Ten tylko odwrócił głowę, popatrzył na Magdę, po czym dalej wrócił do swojej czynności.
Zdziwiona zajściem nie czekała, obojętnie odwróciła się od całego zgiełku i wybiegła z kręgu gapiów tuż przed policyjną taśmą zabezpieczającą, którą rozwijał grubas z odznaką i orzełkiem na czapce.
Mijała po drodze wielu przechodniów, którzy szybkim krokiem dołączali do grupy, ciekawi zdarzenia. Wsadziła dłoń do kieszeni w poszukiwaniu zbawczej komórki. Musiała uprzedzić mamę, że się spóźni, uspokoić ją, że jest cała. Jednak żadnej komórki nie było. Widocznie została w fordzie. Przyspieszyła kroku, by znaleźć się jak najszybciej w domu. W sumie, to tylko parę alejek…
Zasłony w oknach były zaciągnięte, światła zgaszone. Rodzice musieli iść spać wcześniej, cóż, ufali jej. Nie raz wracała z randek po 23:00, a oni już nie robili zbędnych awantur. Nie długo kończy przecież dwadzieścia lat. To zobowiązuje. Nie chciała budzić ich dzwonkiem do drzwi, a klucze przecież utknęły w schowku samochodu. Dla pewności chwyciła klamkę i… drzwi się otworzyły.
 - Aj, jacy oni nie ostrożni – powiedziała szeptem do siebie – jeszcze by ktoś się włamał, ale to miło , że się troszczą.
Magda rozebrała swoje pantofle, i pobiegła po schodach do swojego pokoju.
Nie mogła zauważyć, że drzwi Gerdy zamknięte są na cztery spusty.

*
Obudziły ją ciepłe promienie jesiennego słońca. Uśmiechnęła się radośnie i wyciągnęła w swoim łóżku jak kotka. Jednak nie chciała dłużej delektować się aksamitem nowej pościeli, gdyż z dołu dochodziły jakieś wrzaski, pewnie rodzice planują już powoli kazanie, że nie pokazała się wieczorem. Wstała i zbiegła do salonu, chcąc wszystko wyjaśnić. Nagle skamieniała. Mama tonęła w objęciach taty, płakała na cały dom, a na koszuli ojca widać było dużą łzawą plamę. Zaniepokojona dziewczyna podbiegła do nich, już chciała krzyczeć, że wszystko w porządku, gdy zobaczyła grubasa z odznaką. Ten sam, który wczorajszego wieczoru wieszał taśmę na miejscu wypadku. Trzymał w ręku jakieś zdjęcia i mówił coś, że mu przykro.
 - Co się tu dzieje?! – krzyknęła zdrowo – jednak matka tylko na chwilę wyrwała się z objęć męża, i patrząc w pusty salon, rozpłakała się jeszcze bardziej.
Skołowana Magda podeszła do policjanta i wyrwała mu z ręki zdjęcia. Jej oczy robiły się coraz większe, gdy przeglądała po kolei każdą ilustrację. Znajdowała się na nich… ona sama, skrwawiona, pokaleczona. Na następnych przykryta czarnym prześcieradłem. W jej oczach zagościły łzy, rzuciła z impetem zdjęcia w przestrzeń i uciekła do łazienki.
Policjant zaczął zbierać upuszczone przez niego fotografię.

*

Siedziała naprzeciw lustra i płakała - głośno, otwarcie, nie kryjąc się. Płakała pełną piersią, wylewając hektolitry słonych łez, gdy poczuła kłujący ból w plecach. Przyćmiło ją przez moment i upadła na kolana. Nie widziała co się z nią dzieje. Coś ją rozrywało od środka. Ból przez chwilę był nie do zniesienia, chciała wrzeszczeć, ale nie mogła wydobyć z siebie głosu. Zemdlała.

Obudziła się przestraszona, natychmiast łapiąc się za plecy, lecz ból minął. Nie czuła żadnej dolegliwości, tylko ręką namacała coś miękkiego. Zdziwiona odwróciła się plecami i spojrzała w wielkie lustro. Już nie chciało się jej płakać. Wiedziała, że nie warto, w jeden chwili wszystko zrozumiała. Są… wyrzynają się, skrzydełka.

sobota, 16 marca 2013

Hurt - Hurt



Ostatnimi czasy wiele z zespołów które skradły moje serce dąży do zmian. Oczywiście za to jak najbardziej składam hołd w ich stronę, bo zmiany są mimo wszystko potrzebne, aby się nie nudzić. Szufladkowanie swoich produktów jest wielkim błędem, bo dzisiaj ceni się jedynie różnorodność i pomysłowość. Tylko te cechy mogą wynieść Cię na piedestał i sprawić, że powiedzą o Tobie „oryginalny”.

Na początku rozczarowałem się Lao Che, które mimo ciekawego konspektu nie kupiło w całości mojej uwagi. Oczywiście kilka momentów na płycie Soundtrack zasługuje na to, by posłuchać ich jeszcze i jeszcze, ale co mi po kilku momentach, kiedy płyta powinna być spójną całością. Nie powiem, że coś im nie wyszło, bo doceniam grupę za całokształt swojej muzycznej przeszłości. Po prostu każdy ma swój gust i trzeba otwarcie o tym mówić.

Zespół Muchy stał się moim numerem jeden od kiedy tylko do moich uszy dotarły dźwięki Terroromansu. Byli bez zarzutu, teksty i muzyka wpasowały się we mnie idealnie. Następna płyta o dziwo była jeszcze lepsza, co zachęciło mnie strasznie na ich 3 studyjny album… i bum! Pękło. Wszystko to, czego od nich oczekiwałem uciekło w jednym momencie. Ostatnimi czasy bardzo na topie stało się dołączanie do gitarowych brzmień muzyki czysto elektronicznej. Jest to bardzo odważny krok. Jeśli ktoś chce robić takie mieszanki, musi być pewien, że będzie to wynik nadzwyczajny. Muchy nie dały rady.

Co innego zatem, wreszcie, mogę powiedzieć o Hurcie. Na ich nowy krążek musiałem czekać bardzo długo, po drodze wysłuchując marnych coverów i wznowień starych hitów. Opłacała się jednak ta chwila muzycznej posuchy, gdyż nowy Hurt jest cudowny! Wprawdzie Maciek wokalnie nie daje czadu, tak jak to bywało często w przeszłości, ale właśnie to sprawia, że płyta jest magiczna. Muzyka jest bardzo wyrazista, w połączeniu z tekstami i całościowym wybrzmieniem, zawiera w sobie coś, co zadowala mnie w 100%. W dodatku taką perełkę jak Strzeżone osiedle świadomości nie sposób przestać słuchać, za co dziękuje zespołowi całym sercem! Zostaje mi tylko żal , spowodowany nieobecnością na koncercie… ale cóż! Pewnie okazja jeszcze będzie!

piątek, 1 marca 2013

Lutowy.

Luty był miesiącem bardzo łaskawym, i nie chodzi mi w tej chwili wyłącznie o książki! Drugi miesiąc nowego roku przyniósł wiele wytchnienia, które przydało się w moim osobistym procesie duchowej ( uczuciowej ) reinkarnacji. Czy do końca wyszło? Nie. Czy jestem zadowolony ze zmian? Średnio. Czy żyje mi się lżej? Tak.
Mam nadzieję, że pierwsze objawy wiosny, które już przedzierają się do nas przez marne resztki prawdziwej zimy, przyniosą coś nowego i lepszego. Przecież wiosna to od zawsze symbol powtórnych narodzin i zmian - szczególnie na lepsze. Tęsknie już do typowo letnich dni, kiedy będę mógł udać się na samotny spacer do lasu z książką i w spokoju oddać się lekturze prze akompaniamencie strumyka i ptaków. O dziwo brakuje mi takich epizodów i chce jak najprędzej realizować ów małe marzenia. Taki tryb wyciszenia pomoże mi mam nadzieję wrócić do pełnej uczuciowej sprawności i wreszcie pozwoli mi na poczucie realnego szczęścia.



Stosik Lutowy:

( Zaczynając od nieobecnych )







Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...