czwartek, 3 lipca 2014

Marta Kisiel - Dożywocie

Marta Kisiel - Dożywocie
Marta Kisiel - Dożywocie

Marta Kisiel jest autorką, która dosyć głośno wkroczyła w literacki świat. Debiutanckim Dożywociem kupiła sobie całą rzeszę fanów, jej druga powieść - Nomen Omen - także zostało przyjęta dosyć dobrze. Autorka ciężko pracuje nad kilkoma nowymi powieściami, więc zapewne wielbiciele jej dotychczasowej twórczości będą niecierpliwie czekali na nowe teksty. Ja w pierwszej kolejności wziąłem się za drugą książkę autorki, gdyż debiut bardzo ciężko dostać, a jeśli już znajdzie się go w sieci, trzeba zapłacić dziwacznie wysoką cenę. Sądziłem, że taka sytuacja wynika ze znakomitości powieści. Kiedy nadarzyła się okazja pozyskania książki za symboliczne 8zł nie wahałem się zbyt długo. Wrażenia? Szczerze... jest (ku memu rozczarowaniu) dosyć średnio. 


Konrad Romańczuk to typowy mieszczuch, który całe życie spędził w betonowej dżungli. Wiedzie dosyć nudnawe życie pisarza, mając na koncie jedynie tomik opowiadań. Sytuacja nieco zmienia się, kiedy Konrad otrzymuje w spadku dom. Mieszcząca się w środku buszu, z dala od cywilizacja, gotycka budowla nie grzeszy pięknością, jednak jej mieszkańcy z łatwością wypełniają niedosyt pierwszego wrażenia. Razem z Lichotką - bo tak dumnie nazywa się owa włość - Romańczuk musi zaopiekować się lokatorami: aniołem Licho - skrupulatnym sprzątaczem domu, Krakersem - pradawny, ośmiornicopodobnym stwórem oraz domowym kucharzem, kotem, różowym królikiem czy utopcami. Z początku naszemu bohaterowi dosyć trudno jest przyzwyczaić się do fantastycznych stworzeń jak i mieszkaniem, nie oszukujmy się, w dziczy. Z czasem jednak pisarz oswaja się z całą sytuacją poznając nietypowe zwyczaje lokatorów. Razem stawią czoła niedogodnością starej budowli.


Kolejny raz wyczekiwałem gorąco lektury, z niecierpliwością chciałem zagłębić się w książkę by na własnej skórze poczuć jaka to jest, wierząc opinią, ciekawa, wspaniała i wogóle - cód, miód i orzeszki. Niestety kolejny raz zawiodłem się rozochocony... Pomysł na książkę jest całkiem OK, jednak wykonanie jak dla mnie jest nieco spalone. Książkę czytało mi się jakoś tak opornie. Humor owszem - jest - jednak nie w ilościach takich, by ze śmiechu rozbolał brzuch, jak niektórzy twierdzili. Co innego pisać dowcipnie, a co innego rozśmieszyć czytelnika do łez komizmem sytuacji. Nie mamy jakieś spektakularnej akcji, fabuła ogranicza się znacznie, przedstawiając nam poszczególne wątki pobytu Romańczuka w swoim dożywotnim lokum. Plusem są bohaterowie - oni ratują całość. Postaci są barwne, ciekawe. Każda ma swój charakter, zestawienie ich wszystkich razem jako współlokatorów tworzy zatem interesująca mieszankę. 


Język powieści jest specyficzny. Z pewnością wyróżnia autorkę na tle innych pisarzy. Marta Kisiel ma talent do opisywania najprostszych czynności bujnie, używając niebanalnych porównań i humoru. Jednak z każdą następną kartką domniemany atut stał się nieco denerwujący. Nic nie zastąpi niestety błyskotliwości fabuły, której tutaj zwyczajnie, w moim odczuciu, brak. Lekkość czytania, atut który tak chwalono w blogosferze, jest najwyraźniej jakąś pomyłką. Generalnie książkę czytało mi się mozolnie, dobrnąwszy do końca nawet umknęła mi gdzieś początkowa akcja. Może to i wynik jakiegoś zewnętrznego rozproszenia, niemniej czy książka właśnie nie powinna skupiać uwagę? 




Wyd.: Fabryka Słów
Miejsce/data: Lublin 2010
Ilość stron: 376
Moja ocena: 4/10

1 komentarz:

  1. Do dzisiaj się nie zapoznałam z twórczością autorki i bardzo tego żałuję. Muszę nadrobić! Zazwyczaj widywałam pozytywne opinie, a tu taka odmiana :) Na własnej skórze muszę się przekonać :)

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...