poniedziałek, 8 lipca 2013

Marcin Mortka - Listy Lorda Bathursta

Listy lorda Barthursta
Marcin Mortka - Listy lorda Bathursta

O Marcinie Mortce miałem sposobność pisać już wcześniej, nawet dwa razy. Ostatnimi czasy autor jakoś szczególnie wpada w moją literacką uwagę, więc jeśli kogoś zainteresuję coś więcej o twórcy książki, zapraszam chociażby tutaj.

Po znakomitej dylogii Karaibskiej Krucjaty zainteresowałem się bardziej twórczością Marcina Mortki, który w sumie widniał już od dawna na rynku jako postać bardzo obiecująca dla polskiej fantastyki i nie tylko. Przygody Williama O'Connora szczególnie mi się spodobały, dlatego czym prędzej postanowiłem uzbroić się w nową powieść, także wywodzącą się spod znaku morskiej przygody. Niestety jednak muszę przyznać, że do Karaibskiej Krucjaty Barthurstowi brakuje wiele...

Kapitan Peter Doggs jest osobowością niezależną, niepokorną i złośliwą. Zostaje skazany na śmierć, lecz egzekucja mężczyzny okazuje się być jedną wielką mistyfikacją, co dziwi samego skazanego. Okazuje się, że pewien tajemniczy lord Bathurst upodobał sobie kapitana jako swojego pionka do skrupulatnie zaplanowej gry. Wzamian za uratowanie życia, Doggs będzie musiał poprowadzić swoją nową załogę do celu, który... nie jest znany prawie nikomu. Jedyną formą rozkazów będą listy, które kapitan będzie regularnie przyjmował. Oczywiście charakter Doggsa nie pozwoli na beztroskie kierowanie swoją osobą, więc podstępny kapitan będzie szukał sposobu na wyrwawnie się z kłopotliwego reżimu lorda. Sprawa jednak będzie trudniejsza, niż mu się wydaje, bowiem Bathurst w zanadrzu będzie trzymał córkę kapitana.

Cała fabuła wydaje się bardzo obiecująca. Liczyłem na ciekawą, tajemnicza intrygę, łamigłówki i co najlepsze - wartką, zaskakującą akcje. Dostałem jednak coś o wiele bardziej nużącego. Powiem szczerze, że od połowy książki mój apetyty na jej dokończenie zmalał do minimum. Akcja dzieje się jakoś nieszczególnie porywająco, żeby nie powiedzieć nudno. Cała tajemnica, okalająca postać lorda Bathursta wogóle się nie sprawdza. To, co powinno intrygować i zaciekawiać, niestety przynosi efekt całkowicie odwrotny. Może i nie każdy z moją opinią się zgodzi, ale jak dla mnie Karaibska Krucjata była dziełem o wiele barwniej napisanym i bardziej interesującym. Listy lorda Bathursta są marną namiastką tego, co miałem przyjemność wynieść z dylogii o O'Connorze. 


Wydawnictwo: Fabryka Słów
Miejsce/Data: Lublin 2013
Ilość stron: 402
Moja ocena: 4/10

3 komentarze:

  1. Mi tam "Listy..." podobały się bardzo i dzięki nim mam ochotę na inne książki Mortki :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj ja także liczyłem mocno na dobrą lekturę... Ale skoro "Listy..." Ci się spodobały, to aż dziw pomyśleć, jak przyjmiesz "Karaibską Krucjatę" :)

      Usuń
    2. Mam je w planach... tegorocznych ;)

      Usuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...