Anaesthetic Inhalation Ritual |
Muzyka jest dla
mnie bardzo ważnym towarzyszem oraz wypełniaczem czasu. W ciągu dnia jest ze mną bardzo często, przez to
też mój gust jest dosyć rozciągnięty by zwyczajnie nie uległ znużeniu tematem. Aczkolwiek mimo tego, że słuchać lubię, to jeśli miałbym powiedzieć
coś fachowego o danym gatunku to zwyczajnie zabraknie mi słów. Dlatego od razu
chciałbym rzec, że nie będzie to jakaś typowa recenzja muzyczna, gdzie pod lupę
podejdzie najdrobniejszy dźwięk gitary czy uderzenie bębna. Będzie to raczej
zwyczajna opinia osoby, którą owa muzyka ostatnimi czasy zawładnęła. O kim
mowa? O zespole Obscure Sphinx. Nie obracam się zazwyczaj w takim gatunku
muzycznym, lecz ten zespół zdecydowanie ma w sobie coś, co jak widać przyciąga
słuchacza z nieco innej półki.
Prawdą jest, że
od kiedy tylko zacząłem słuchać muzyki bardziej namiętnie, to w moich
głośnikach/słuchawkach przeważały tylko ostre brzmienia typu: Metallica, Korn,
Nirvana. Z czasem jednak tak
zaawansowana fascynacja ustąpiła miejsca muzyce punkrockowej, później
alternatywnej, a jeszcze później wszelkiej innej, w której mogłem odnaleźć coś
fascynującego bądź mądrego. No może prócz muzyki elektronicznej, której do dnia
dzisiejszego zwyczajnie nie trawie. Korzenie mojego gustu zatem zdecydowanie są
metalowe, utrzymało się to być może gdzieś wewnątrz mnie, lecz na pewno słucham
tego typu zespół o wiele, wiele mniej. Jednak gdy usłyszałem pierwsze dźwięki
(co najlepsze!) polskiej grupy Obscure Sphinx od razu się zakochałem. Zespół wykonuje
muzykę post-metalową, ostrą, ciężką i w dodatku ubarwioną niezwykłym wokalem
Zofi Fraś, która w swoich piosenkach gardła z pewnością nie oszczędza. Nie
lubię, gdy ktoś drze się do mikrofonu, wydając do tego gamę jakiś dziwnych,
pierwotnych wręcz dźwięków. U Zofii, zwanej „Wielebną”, zabieg ten jest jednak
wielce mistyczny i …zachwyca.
Void Mother |
Całkiem niedawno światło dziennie ujrzał drugi krążek grupy, zatytułowany
„Void Mother”. Pierwsza płyta została przyjęta przez krytyków bardzo
pozytywnie, dlatego przed zespołem stało nie lada wyzwanie – nagranie czegoś
równie dobrego, innego, aczkolwiek mieszczącego się w gatunku (często jest dla
mnie tak, że tego typu muzyka jest zwyczajnie monotonna i nudna) post-metalu.
Myślę, że Obscure Sphinx stanęło na wysokości zadania, gdyż nowe dźwięki
całkowicie dają radę! Po kilku przesłuchaniach stwierdzam, że z przyjemnością
grupa wyląduje w moim odtwarzaczu, bym mógł cieszyć się muzyką w każdej wolnej
chwili, także poza domem. Na debiutanckim krążku – „Anaesthetic Inhalation
Ritual” mamy przewagę znakomitej muzyki, której przewodzi świetnie brzmiąca
gitara basowa. To jest właśnie to, w czym zakochałem się najbardziej. Długie
kawałki, nieco skąpe w wokal, tworzą muzyczną baśń ukazaną w szarych i mglistych
kolorach. Słuchając muzyki Obscure Sphinx przenoszę się do ciemnej krainy,
nieznanej i fantastycznej, gdzie nie wiadomo co może mnie spotkać. Wokal
„Wielebnej” mimo swojego hardkorowego tonu, niesie za sobą emocje. Każdy dźwięk
wydobyty z jej gardła jest w tej całej wyimaginowanej krainie wręcz poetycki. W
najnowszej płycie doświadczam tego samego.
Muzyka zespołu wręcz hipnotyzuje. Dzikie, pierwotne okrzyki Zofii Fraś są
kwintesencją, nadają całości pazura i tworzą charakter płyty. Nigdy nie
sądziłem, że mogę z taką przyjemnością słuchać takiego rodzaju muzyki, w
dodatku nie tylko dla zabawy i zagłuszenia zewnętrznego świata. Okazuje się
bowiem, że Obscure Sphinx to też dźwięki, przy których można odetchnąć i w
pewien dziwny, pewnie dla niektórych niezrozumiały, zwyczajnie odpocząć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz