CELESTE
Kapitan „Sharka” dumnie
wpatrywał się w ostatnie chwile tonącego
statku. Od zawsze stanowiło to swego rodzaju lekarstwo dla zbolałej, ale ciągle
bezlitosnej duszy mężczyzny. Kilka drewnianych belek sterburty dogasały na
tafli zimnego Atlantyku. Pomimo radości, ciągle miał w głowie ten nieznany
język ofiar i lęk jaki wywierał na piracie. Przepłynął już całą kule ziemską i
to nie jednokrotnie, pływał po wodach, które uważane były za przeklęte, nie
istniał port morski, do którego nie zawitał, także z czystym sumieniem mógł
rzecz, że zna każdą narodowość na tym nędznym, umierającym świecie. Ale ten
język… Postanowił jeszcze raz spróbować porozmawiać z jeńcem. Wziął w rękę
butelkę rumu, szybkim ruchem kciuka odkorkował i wziął obfity łyk. Przyjemne
ciepło rozlało się w jego brzuchu. Skinął głową na majtka pilnującego kajuty i wszedł
do środka. Na krześle, tyłem do niego
siedziała dziewczyna. Usiadł naprzeciwko.
- Jak masz na imię?- chciał brzmieć jak
najbardziej ufnie, ale martwił się, że piractwo wypleniło jego wszelkie
pozytywne uczucia już dawno temu.
Dziewczyna otwarła buzię,
chcąc wydusić jakieś słowa, ale zaraz
zaprzestała. Pokiwała ze zrezygnowaniem głową i smutno spojrzała na kapitana.
- Nie umiesz powiedzieć, ale rozumiesz, tak?
Jego towarzyszka lekko
się pobudziła, i tym razem kiwnęła potakująco głową.
- A więc ja jestem Eryk, a ty jesteś moją
własnością…
Kobieta nagle poruszyła
się. Przestraszona zaczęła siłować się z węzłami, jednak te mocno trzymały. Na
twarzy pirata pojawił się uśmiech zadowolenia. Nic nie cieszy tak, jak bojaźń
ofiary. Ma ją w rękach, jak kukiełkę, może decydować o jej losie. Pewien
kupiec, którego więził na statku, tuż przed straceniem głowy wykrzyczał mu w
twarz, że posiada syndrom Boga. Coś w tym było. Przecież kto nie cieszył by się
z takiej władzy, silniejszej niż posiadłość, pieniądze, czy ogólnie bogato
prowadzony styl życia – władzy życia i śmierci. Mógł decydować o czyimś losie,
siłą zabrał kogoś z jego drogi życiowej, by teraz stać się panem i władcą.
- Nie bój się, pobawię się z tobą chwilę, a
później… później poczujesz ulgę, śmierć nie jest straszna, zobaczysz – podszedł
do niej na wyciągnięcie ręki. Dziewczyna z kolei zaczęła panikować jeszcze
bardziej, co spowodowało, że z impetem upadła na ziemię, dalej przyczepiona do
krzesła. Dopiero teraz ujrzał jej twarz w całości. Wyłaniała się spośród
kruczoczarnych włosów, które przedtem były zlepione w jeden kłębek. W jej
oczach było coś niepokojącego. Prócz strachu pirat zobaczył w nich przestrogę,
ostrzeżenie… jednakże niewiadomo dlaczego, powodowało to u niego coraz większe
podniecenie. Wyjął zza pasa wielkie ostrze i jednym ruchem przeciął więzy.
Dziewczyna zwęszyła w tym swoją szanse, jednak kapitan nie był głupi, mocno
chwycił za jej nadgarstki i przyciągnął do siebie. Nie ważyła zbyt wiele,
szczupła i delikatna była niczym mysz w łapach głodnego kocura.
Chwycił ją za szyję i
przygwoździł do ściany, wpatrywał się w jej oczy, które dalej powodowały owe
mieszane uczucia. „Pożałujesz tego,
obiecuje Ci” – rozległ się głos w jego głowie.
- Co do stu diabłów?! – zadziwiony kapitan
uderzył dziewczyną ponownie w ścianę – To twoja sprawka?
„Jestem Celeste, pani Atlantydy, księżniczka
wszystkich mórz, czarodziejka wód” – tym razem głos w głowie kapitana był o wiele bardziej groźny, lecz to
dodatkowo go pobudziło.
- Na moim statku jesteś niczym, jesteś rzeczą,
nie człowiekiem, tym bardziej żadną księżniczką, jesteś tylko kupą mięsa –
powiedział z pogardą Eryk. Następnie uderzył ją z całych sił w twarz. Lekko
zdezorientowana straciła na chwilę grunt pod nogami. Pirat oparł dziewczynę o
stół, podwijając jednocześnie w górę jej suknię. Sam rozpiął guziki i opuścił spodnie…
Jej jęki słychać było aż
do zachodu słońca, dopóki nie skonała od ciosów twardych pięści.
*
Eryk powoli obudził się
ze snu. Przetarł zaspane oczy, wstał z koji i założywszy buty wyszedł na
statek. To co zobaczył, zamroziło jego dech w piersiach. Widział już bardzo
wiele w swoim życiu, sam pastwił się nad ludźmi w niewyobrażalnie brutalny
sposób, ale to przerastało nawet jego występki. Cała załoga tkwiła w jednym
miejscy, tuż obok masztu. Leżeli w różnych pozycjach, porozciągani w
nienaturalny sposób, każdy z zastygłym grymasem strachu na twarzy. We
wszystkich ciałach znajdowała się niemała dziura. Podszedł powoli do grupy
martwych piratów i z trudem
powstrzymywał odruch wymiotny - każdy z nich mocno zaciskał w dłoni swoje
serce.
- Witaj piracie – znajomy głos rozległ się zza
jego pleców. Odwrócił się szybko i… zdębiał. Naprzeciw niego stała Celeste. Była
piękna, bez śladów wczorajszych siniaków. Na jej ustach gościł uśmiech.
- Ty… - tylko tyle udało się wydusić z ust
Eryka.
- Tak, przyszłam odebrać swoją należność,
ostrzegałam cię, że pożałujesz.
Gdy podeszła do niego,
był sparaliżowany. Nie mógł ruszyć żadną częścią ciała. Zastanawiał się, czy to
sprawka tej wiedźmy, czy pierwszy raz w życiu zawładnął nim strach. Nie
protestował gdy wyrywała mu serce.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz