Joel McIver – Żyć znaczy umrzeć
Joel McIver (1971) napisał 22 książki poświęcone muzyce
metalowej oraz rockowej. Współpracuje z magazynami muzycznymi i filmowymi,
takimi jak „Metal Hammer”, „Classic Rock” czy „Drummer”. Jest redaktorem „Bass
Guitar”. Regularnie
udziela się w radiu i telewizji.
Cliff Burton był człowiekiem pełnym sprzeczności: twardym, lecz wrażliwym, myślącym, lecz uważanym za „głównego zadymiarza”; był estetą i miłośnikiem filozofii, który lubił pić piwo i trzepać czupryną. Wiemy, że dla muzyki poświęcił wszystko – cały swój talent, energię, zdecydowanie i czas oddał Metallice. Trzy i pół roku – najbardziej produktywny okres w swoim okrutnie krótkim życiu – poświęcił na karmienie metalowej bestii pod nazwą Metallica i jest więcej niż pewne, że nie chciałby, żeby to wszystko poszło na marne.
[Joel McIver, "Żyć znaczy umrzeć"]
Cytat ten idealnie oddaje to, jaką osobą był Cliff. Jego talent i zaangażowanie uczyniły z Metalliki zespół najbardziej rozpoznawalny w świecie metalowej muzyki. Burton był z pewnością wybitnym basistą. Zawierał w sobie dwa odrębne charaktery - na scenie z gitarą w rękach wymiatał ile się dało porywając głodny muzyki tłum do szaleńczej zabawy. Także po koncertach z pewnością lubił ostrą zabawę, lecz zawsze znał umiar. Z początku gorliwie znosił zespołowy "chrzest" by w końcu stać się motorem napędowym grupy. Jego oczytanie oraz szkoła muzyczna pozwoliły, by był dla pozostałej trójki mentorem. Racjonalność i miłość do tworzenia muzyki nie pozwoliły mu zatracić się w wirze szaleństwa spowodowanym szybkim sukcesem grupy. Poprzez jego wkład w Metallikę powstało wiele znakomitych piosenek, które do dzisiaj są nieodzownym elementem każdego koncertu prekursora trash metalu.
Nie pamiętam dokładnie kiedy zacząłem słuchać Metalliki, ale
było to bardzo dawno temu. Wiem jedynie, że moja przygoda z tym zespołem nie
zaczęła się od chwili, w którym usłyszałem pewien kawałek i powiedziałem sobie:
tak, to jest to. Metallika była gdzieś obok mnie od momentu, kiedy jako dziecko
zacząłem odkrywać różne wartości i kiedy muzyka przestała być tłem a zaczęła
stanowić coś więcej – coś co daje radość i z czym można się utożsamiać. Działo
się tak dlatego, że i kuzyn, i brat z którymi w tamtym okresie miałem najlepszy
kontakt, słuchali właśnie takiej muzyki. Do teraz cieszę się, że to właśnie
James i spółka zawładnęli moim gustem muzycznym. 28 maja 2008 roku
spełniły się moje marzenia, które siedziały we mnie praktycznie od początku
poznania kapeli. Na Stadionie Śląskim w Chorzowie razem z tysiącami innych
fanów, którzy przyjechali z całej Polski, mogłem napawać się występem Metalliki
na żywo. Cieszę się, że po lekturze książki „Żyć znaczy umrzeć” mogłem zbliżyć
się co nieco do osoby Cliffa Burtona, którego niestety już dzisiaj nie ma. W
świetle tej biografii nabrałem większego szacunku do pracy, jaką wykonali
muzycy by dojść do momentu, w którym są teraz. Książka niesie za sobą pewne
wartości, mianowicie ukazuje, jak wiele może zależeć od pojedynczej osoby i jak
może ona przyczynić się do sukcesu innych. Czy zespół z tak świetnym talentem
mógłby zajść dalej, gdyby nie tragedia? Chociaż pytanie powinno
brzmieć: czy można osiągnąć jeszcze coś więcej niż dzisiejsza Metallica?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz