piątek, 31 stycznia 2014

Styczniowy !




Fabryka Słów :
  • H.L.Oldi - Heros powinien być jeden, t.2  ---- tom 1 TUTAJ
  • Jarosław Grzędowicz - Popiół i kurz
  • Jarosław Grzędowicz - Pan Lodowego Ogrodu, t.1
  • O.Pankiejewa - Przekraczając Granice
  • K. Piankowa - Z miłości do prawdy
  • C. Harris - Grobowa tajemnica

wtorek, 28 stycznia 2014

Katarzyna Berenika Miszczuk - Druga Szansa

Katarzyna Berenika Miszczuk - Druga Szansa
Katarzyna Berenika Miszczuk - Druga Szansa


Katarzyna Berenika Miszczuk (ur. 1988) - lekarka, absolwentka Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego. Debiutancką powieść Wilk napisała w wieku piętnastu lat, a wydała trzy lata później. W 2009 roku ukazała się kontynuacja tej książki - Wilczyca. Autorka została za nią nominowana do nagrody Nautilus, przyznawanej przez czytelników w corocznym plebiscycie na najlepszy polski utwór literacki z gatunku fantastyki. Prócz tego ma na swoim koncie trylogię – Ja, diablica, Ja, anielica, Ja potępiona. Druga szansa jest najnowszym dziełem. 

Uroboros to młode wydawnictwo, które już staję się coraz bardziej rozpoznawalne i cenione na książkowym rynku, chociażby dlatego, że pozyskuje takich autorów jak Marcin Mortka, Anna Kańtoch czy właśnie Kasia Miszczuk. Fantastyczne książki, wychodzące spod skrzydeł… a raczej trafniej trzeba by powiedzieć spod wężowego ogona wydawnictwa (zważając na logo), spotykają się z przychylnymi opiniami krytyków, co wróży zdecydowanie udaną przyszłość! 

Julia to młoda dziewczyna, która budzi się pewnego dnia w szpitalu „Druga Szansa”. Nie wie co się z nią działo w przeszłości, nie pamięta jak się znalazła w tym miejscu no i dlaczego. Szybko okazuje się jednak, że Julia miała wypadek, jej rodzice zginęli w pożarze, a ona sama została wysłana na terapie nie tyle poprawiającą fizyczne bolączki, ale głównie jej stan psychiczny. Dla pacjentki wszystko wydaje się straszliwie obce, łącznie z jej imieniem czy miejscem domniemanego zamieszkania. Szybko jednak okazuje się, że tajemniczy szpital kryje w sobie pewną tajemnicę.  Julia poznaje kilku rówieśników z którymi się zaprzyjaźnia. Podejrzane sytuacje, które notorycznie zdarzają się w szpitalu, wzbudzają w grupie młodzieży wątpliwości. Dziewczyna postanawia rozwiązać zagadkę a pomaga jej w tym denerwujący, ale równocześnie pociągający Adam.

Druga Szansa to pierwsza powieść Katarzyny Miszczuk, którą mam okazję czytać. Muszę przyznać, że książka to znakomita rozrywka, przy której czas płynie zdecydowanie przyjemnie. Fabuła rozkręca się powoli i z każdą następną strona brnie w niebezpieczne zakątki przypuszczalnej tajemnicy, którą kryje ośrodek. Mamy wiele niejasnych sytuacji co do pochodzenia dziewczyny. Sami nie wiemy, co jest prawdą a co zmyślonymi urojeniami bohaterki. Wiemy, że Julia cierpi ponoć na amnestie, w dodatku leki psychotropowe które przyjmuje zaburzają nieco jej pojmowanie otaczającego świata. Rzeczywistość oczyma pacjentki jest mroczna, występują w niej rozumne kruki, zjawy i dziwne głosy zza ściany. Jednak pracownicy ośrodka są tak strasznie podejrzanymi ludźmi, że w sumie czytelnik nie wie komu wierzyć i co jest prawdą.

Atmosfera panująca w książce jest zbudowana w wielce interesujący sposób. Majaki i obawy dziewczyny połączone z niezbyt optymistyczną dla przeciętnego chorego wizją szpitala psychiatrycznego tworzą istnie mroczny klimat, godny najlepszego horroru. Łatwy styl pisarski pomaga nam przebrnąć przez książkę w bardzo krótkim czasie. W sumie, to nie tylko zasługa przejrzystości tekstu ale głównie niezwykle wciągającej akcji, która rozwija się w zawrotnym tempie.

Oczywiście zakończenie powieści kryje w sobie nie lada niespodziankę dla czytelnika, której powiem szczerze, domyślić się nie sposób. To także duży plus dla całości. Jednakże jest ono (zakończenie) jak dla mnie zbyt rozbudowane i ostatnie strony, gdybym miał możliwość korekty, zwyczajnie bym pominął. Podsumowując powiem jednak, że Druga Szansa to książka bardzo dobra, którą przeczytałem z przyjemnością. Zdecydowanie zachęciła mnie do sięgnięcia po wcześniejsze dzieła Kasi Miszczuk i z pewnością zrobię to w najbliższym czasie! Zdecydowanie polecam!


Wyd.: Uroboros
Miejsce/data: Warszawa 2013
Ilość stron: 350
Moja ocena: 9/10




niedziela, 12 stycznia 2014

Simon R. Green - Człowiek ze złotym amuletem

Człowiek ze złotym amuletem
Simon R. Green - Człowiek ze złotym amuletem

Osobę Simona Greena miałem przyjemność pokrótce przedstawiać już wcześniej na moim blogu, przy okazji recenzji jednego z tomów serii o Johnie Tylorze. Ciekawych odsyłam zatem do Istot światła i ciemności.

Nic nie jest bardziej destrukcyjne dla skromnego budżetu biednego ucznia który w dodatku jest wielkim fanem literatury fantastycznej, niż olbrzymia promocja książek w pobliskiej bibliotece. Co gorsza jej usytuowanie bardzo mocno koliduje z drogą do studium, co jeszcze bardziej naraża mój portfel na stan debetowy. Najbardziej niebezpieczne jest jednak to, że ciągła utrata pieniędzy na książki nie powoduję u mnie jakiś negatywnych uczuć, a wręcz przeciwnie - wielce cieszy! Ostatnimi czasy byłem pod wielkim wrażeniem świata Nightside wykreowanego właśnie przez Green'a, dlatego widząc na półce Człowieka ze złotym amuletem za jedyne 9,99 zł nie wahałem się zbyt długo. Co w rezultacie okazało się dobrym posunięciem! Nie mogło być jednak inaczej, skoro z tyłu okładki książkę chwali taka osobistość jak Charlaine Harris - autorka serii o Harper Conelly, której to, nawiasem mówiąc, jestem fanem.

Bohaterem książki Greena jest agent terenowy Eddie Drood. Wywodzi się on z bardzo znanego i cenionego rodu, który od wieków stoi na straży bezpieczeństwa całej ludzkości. Drood zmienia się od czasu do czasu w Szamana Bonda. Dzieje się tak dzięki specjalnemu amuletowi, który magiczną zdolnością opatula agenta złotą zbroją. W życiu Drooda, prócz wszelakich monstrów które musi likwidować, znajduje się o wiele poważniejszy problem. Okazuje się, że jego rodzina go wydziedziczyła, automatycznie mianując go renegatem i wypisując na nim wyrok śmierci. Za Eddiem ugania się połowa miejscowych tajnych służb oraz specjalni agenci powołani właśnie przez ród Droodów. Nasz bohater w dodatku kompletnie nie wie, czemu sytuacja obrała właśnie taki tor. Chce się tego dowiedzieć, próbując nawiązać kontakt z bliskimi Droodom towarzyszom, jednak ci nie do końca będą przyjaźnie nastawieni. W poszukiwaniu rozwiązania pomaga mu Molly - w gruncie rzeczy wieczna rywalka Eddiego, ale na tą chwile, jedyna przyjaciółka.

Książka od pierwszej strony zaczyna się wartką akcją, która później ani na trochę nie zwalnia. Jedynie lekko ustala prawidłowy tor po wstępnym chaosie. Z początku przez kilkanaście stron czułem się lekko zagubiony nadmiarem ciągłych informacji ze świata Drooda, przez co dzieło wydawało mi się lekko grafomańskie, jednak po dłuższym czasie spędzonym na lekturze stwierdzam, iż akcja znacznie się ustabilizowała i powiem szczerze, bardzo mnie wciągnęła. Świat wykreowany przez Green'a jest niezwykle ciekawy i barwny. Spotykamy na drodze dużą ilość bohaterów i fantastycznych postaci. W trakcie lektury mamy przegląd chyba wszelkich, najróżniejszych istot wykreowanych na przestrzeni długich lat przez nurt fantasy. Stanowi to właśnie kolorowe tło powieści, w którym akcja rozwija się nad wyraz prężnie.

Mimo, że główny bohater posiada osobowość samotnika, zabójcy i typa z pod ciemnej gwiazdy, to udaje mu się nawiązywać całkiem przyjemne kontakty z innymi, często usiane czarnym humorem i ciętą ripostą Drooda. Najbardziej podobają mi się relację z Molly, niby darzą się od zawsze nienawiścią, ale między nimi wytwarza się nieoczekiwanie iskierka porozumienia. Całość prezentuję się zatem niezwykle interesująco, uważam, że jest to jedna z lepszych powieści które miałem okazję ostatnimi czasy czytać, dlatego wielce zachęcam do sięgnięcia po Człowieka ze złotym amuletem ! 



Wyd.: Fabryka Słów
Miejsce/data: Lublin 2012
Ilość stron: 491
Moja ocena: 8/10



niedziela, 5 stycznia 2014

Co by było, gdyby...- szort


Co by było, gdyby trzy światowej klasy umysły, zapamiętane przez historię, znalazły się wspólnie w jednej, ogromnej i nieskończonej bibliotece? Sprawdźcie sami !

Albert Einstein podrapał się po swojej czuprynie siwych włosów i spojrzał w głąb korytarza, w którym się znajdowali.
- Napoleon, widzisz tam jakiś koniec? Mam słaby wzrok – rzekł wspaniały fizyk.
- Hmmm, niezbyt, tylko korytarz i korytarz, nawet żadnych drzwi nie widać – odpowiedział francuz mrużąc oczy.
Sherlock wyciągnął za pazuchy lunetę i przystawił okular do oka.
- Wiecie co panowie? Obawiam się, że ten korytarz chyba nie ma końca.
 Detektyw popatrzył i przed siebie i za siebie, jednak nijak nie umiał dostrzec co kryje się w oddali.
- Początku zresztą też – dodał po chwili.
Wszyscy jak na zawołanie położyli dłonie na swoich biodrach i z otwartymi ustami podziwiali regały które przyozdabiały ściany owego korytarza. Każdy był wypełniony w pełni książkami tak ciasno, że aż trudno było ocenić, ile ich się tutaj znajduje. Na jednej z półek wystawała zakładka, na której widniała literka S.
- Wydaje mi się, że jesteśmy w jakieś bibliotece…  - powiedział wolno Napoleon.
- Patrz, jakiś ty spostrzegawczy – dociął towarzyszowi Einstein – Tylko pytanie, jak żeśmy się tutaj znaleźli …no i po co?
 - Pamiętam tylko jak bawiliśmy się w tym barze na rogu, a później zapadła ciemność no i budzimy się pośród tych wszystkich książek… O co tu może chodzić? To wielce interesująca zagadka – zadumał się Holmes i odpalił swoją fajkę.
Naglę ni stąd, ni z owąd obok trójki mężczyzn pojawił się tajemniczy gość w białym garniturze, szybko podbiegł do detektywa i mocnym dmuchnięciem zgasił palący się tytoń.
- Czyś ty zgłupiał, chcesz to wszystko podpalić? – oburzył się nieznany gość.
- Eeee… - tylko na tyle było stać Sherlocka.
- No właśnie, tego się spodziewałem, nawet dobrze zdań nie potraficie układać! To był chyba dobry wybór, żeby akurat was tutaj sprowadzić.
- Kim… - zaczął Einstein ale nie skończył, bo w zdanie wszedł mu gość w bieli.
- Nie podoba mi się to, że musze teraz z wami tracić tutaj czas, ale to nie moja decyzja. Jestem tutaj tylko woźnym i przekazuje polecenia z góry.
 - Gdzie się znajdujemy? – spytał podejrzliwie Sherlock.
 - Cisza! Nie uczono was, żeby nie przerywać komuś w połowie myśli? Popatrzcie no, takie inteligenty a nawet zasad kultury nie znają…
Wszyscy popatrzyli po sobie z kwaśnymi minami.
 - Okażcie trochę szacunku panowie, znajdujecie się w największej we Wszechświecie bibliotece. Nie ma w świecie książki która nie gościła by w tymże zbiorze. Każda pozycja jaka tylko wpadnie wam do głowy, jest tutaj. Zapytacie do czego nam wy? Też sobie zadałem na początku to pytanie, ale gdy szef wyjaśnił, to już lekko zrozumiałem. Mianowicie zostaliście wybrani przez szefa, i musicie wykonać pewne ważne dla was zadanie… zresztą, co ja gadam, nie tylko dla was, ale dla całej ludzkości bodajże.
 - Jakie zadanie do jasnej Anielki, pokazuj ty mi tu zaraz wyjście z tego książkowego piekła albo się wkur… zdenerwuje – poderwał się Sherlock, prawie naskakując na gościa w białym garniturze.
 - Problem w tym, że tu wyjścia nie ma. Wykonacie zadanie i potem możecie sobie iść, gdzie dusza zapragnie. Ale wpierw, w ramach przygotowania do owego zadania, musicie zrobić jeszcze jedną rzecz, potraktujcie to jako swego rodzaju… przystawkę. Widzicie te wszystkie książki? No? Tak? To świetnie, musicie je zatem wszystkie przeczytać, wtedy otrzymacie treść zadania…
- Czy ciebie gościu pogięło do reszty? Co ty sobie wyobrażasz, jakie zadanie? My na nic się nie pisaliśmy! – Einstein stał się już wyraźnie czerwony na obu policzkach, co swoją drogą stanowiło dosyć śmieszne zjawisko.
- Właśnie! – dołączyli się oboje druhów, jednak nim spostrzegli, gościa w bieli już nie było.
- Wyparował, czy jaki czort? – Bonaparte podrapał się po brodzie – Nie wiem jak wy panowie, ale ja nie zamierzam się w nic mieszać. Spadam stąd.
 - Niby gdzie, jak tu wyjścia nie ma – dodał cenną uwagę detektyw.
 - Z każdej dupy jest jakieś wyjście, ciasne, ale jest … - francuz obrócił się na pięcie i zaczął wojskowym krokiem oddalać się w głąb korytarza.
 - Niech se idzie, zobaczysz, że jeszcze wróci… - Einstein wzruszył ramionami i usiadł opierając się o regał – …głowa mi pęka od tego wczorajszego picia, chyba się prześpię na chwilę.
Fizyk przymknął oczy i oddał się relaksacyjnej drzemce. Sherlock Holmes stał jeszcze chwilę obok, ale znudzony wreszcie zajął miejsce obok przyjaciela i przymknął oczy, kontemplując nad tym, jak rozwiązać tą tajemniczą zagadkę.

Ze snu wyrwały ich lekkie kopniaki. Gdy już odzyskali zdolność myślenia zorientowali się, że stoi przed nimi Bonaparte. Ocierał właśnie chusteczką spocone czoło.
 - Wiecie co panowie? Chyba z pół godziny żem szedł i nic, korytarz i korytarz. Końca nadal nie widać. Spotkałem jedynie zakładkę z literką T. Aż strach pomyśleć, jaką długość ma ta cała popieprzona biblioteka.
 - To skoro już tutaj jesteśmy, to może chociaż spróbujemy coś poczytać? – zaproponował detektyw.
 - Pogięło cie? Książki chcesz czytać? – Napoleon zrobił grymas niesmaku.
 - W gruncie rzeczy nie są one takie złe – dołączył się Albert.
 - No sam nie wiem, skoro nalegacie, możemy na spróbowanie jedną obadać z grubsza.
Wszyscy wlepili wzrok w rzędy dumnie prezentujących się grzbietów tomów. Sherlock sięgnął ręką gdzieś nad głowę i wyciągnął średniej grubości książkę.
 - Może to na początek?
Przyjaciele podeszli i skupili wzrok na czarnej okładce.
 - Miecz przeznaczenia – przeczytał na głos Einstein
 - Autorstwa Andrzeja Sapkowskiego, znacie?
 - Nie bardzo, francuzem to on chyba nie był – stwierdził Bonaparte – przeczytaj notkę z tyłu…
 - Drugi tom opowieści o wiedźminie Geralcie, płatnym zabójcy potworów.
 - Ty, nawet się ciekawie zapowiada. Fantastyka jakaś chyba…
 - No w sumie, można zobaczyć co ten Sapkowski sobie wymyślił.
Detektyw otworzył pierwszą stronę i … opuścił książkę z niemałym krzykiem grozy. Upadający tom jeszcze w powietrzu zaczął nienaturalnie się wyginać, obracać i giąć. Nim książka dotknęła podłogi, wyskoczył z niej tajemniczy mężczyzna o białych jak śnieg włosach. Odgarnął opadające na czoło pojedyncze kosmyki i poprawił spoczywające na plecach, skrzyżowane dwa miecze. 
 - Co to, magia jakaś do jasnej Anielki?! – wykrzyczał detektyw z wytrzeszczonymi oczami.
 - A jakże towarzyszu, świat pełen jest magii i takich wywłok jak wy. Na szczęście ja je likwiduje – rzekł twardo nowy gość.
 - Kim jesteś? – spytał bojaźliwie fizyk.
 - Nazywam się Geralt, jestem wiedźminem.
 - Ty… to ten koleś z okładki – rzekł cichutko Napoleon.
Wiedźmin brzydko się uśmiechnął, wydobył z pochwy swój miecz i ruszył w kierunku trójki przyjaciół.
- Aaaaaa… – krzyknęli wszyscy jak na zawołanie.

- …aaaaa! – Sherlock Holmes oderwał głowę od pachnącego piwem i klejącego się stolika. Popatrzył zaciekawiony dookoła i spostrzegł, że znajduje się w barze, w którym wczoraj najwyraźniej przypadło mu zasnąć. Obok niego na krzesłach leżeli nieprzytomni Bonaparte i Einstein. Zaczął szturchać ich delikatnie, aż głowy towarzyszów podniosły się do pionu.
 - Wiecie co panowie, miałem dziwny sen – zaczął detektyw.
 - A patrz, ja też… - odparł zachrypnięty fizyk – o jakieś durnej bibliotece.
 - I wiedźminie? – dokończył chwiejący się na boki francuz.

Trzej przyjaciele popatrzyli po sobie zaskoczeni i wybuchli gromkim śmiechem.

[opowiadanie wzięło udział w konkursie forum selkar.pl]
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...