wtorek, 31 grudnia 2013

Grudniowy Stos !



SPIS:


  • Magdalena Kozak - Paskuda&Co
  • Jacek Piekara - Necrosis. Przebudzenie
  • Jacek Piekara - Ja Inkwizytor. Dotyk zła
  • Rafał W. Orkan - Dziki Mesjarz
  • Rafał W. Orkan - Głową w mur
  • Simon R. Green - Człowiek ze złotym amuletem
  • Simon R. Green - Coś z Nightside
  • Simon R. Green - Istoty światła i ciemności
  • Simon R. Green - Łabędzi śpiew

sobota, 28 grudnia 2013

Jacek Piekara - Necrosis. Przebudzenie.

Necrosis. Przebudzenie
Jacek Piekara - Necrosis. Przebudzenie

Jacek Piekara - jeden z najpopularniejszych pisarzy fantastycznych. Prowokujący. Zaskakujący. Potrafi rozbawić, zbulwersować, dotknąć do żywego. Ma na swoim koncie kilkanaście świetnych powieści, na czele z cyklem inkwizytorskim i jego bohaterem - Mordimerem Madderdinem. 

Książki Jacka Piekary co jakiś czas trafiały w moje ręce. Zawsze przyjemnie czytało mi się wszelkie dzieła tego autora ale jakoś nigdy nie przywiązywałem do niego specjalnych słów uznania. Teraz jednak, po dłuższym czasie, kiedy miałem okazje zaznajomić się z podobnymi książkami i innymi autorami stwierdzam, że błędem było niedocenienie Piekary. Po niektóre jego książki sięgnąłem zatem drugi raz i oczywiście tym razem moja opinia była całkiem inna. Autor zdecydowanie zasługuje na uznanie, szczególnie za bardzo ogromną różnorodność tematyczną. Bohaterowie tego świetnego pisarza są kompletnie różni a realia fabularne książek także stanowią istny kalejdoskop. 

Cztery pierwsze rozdziały Necrosis zostały napisane wspólnie z Damianem Kucharskim. Cała książka składa się na pięć obszernych opowiadań, więc wkład Kucharskiego był całkiem spory. Główną tematyką, która przewija się wśród wszystkich tekstów jest zło. Magiczne, wcielające się za każdym razem w osobową postać, nieprzyjemne, bezduszne zło. I tym razem pomysłowość autora jest wspaniała. Każde następne opowiadanie jest kompletnie różne od poprzedniego i co więcej, im brniemy w zbiorze dalej, tym bardziej skupia się nasza uwaga. Raz mamy do czynienia z młodym chłopcem, który traktowany jest przez ojca, co tu dużo mówić, dosyć bestialsko. Ratunkiem dla młodzieńca okazuje się stary mag, który uwięziony w swojej pieczarze powoli zdobywa siły, właśnie dzięki chłopcu. Innym razem spotykamy kobietę, przez którą przemawia bogini seksu. Jeszcze gdzie indziej napotykamy tajemniczy obraz niewiasty, który znaleziony przez pewną rodzinę przynosi istne nieszczęście. 

W książce Piekary znajdziemy dużo frajdy z lektury. Autor znakomicie buduje mroczne napięcie. Czasami wzbudza w czytelniku litość, czasami rozbudza jego wybujałą erotyczną fantazję a jeszcze innym razem wręcz odrzuca brutalnym opisem sceny kaźni pewnej rodziny. Taka wszechstronność rzecz jasna jest tylko olbrzymim atutem, przez który nie sposób się nudzić. Ten fantastyczny horror jest gratką dla fanów gatunku. Gwarantuje, że podczas lektury będzie i krwawo, i ciekawie. Książka naprawdę godna polecenia! Na całe szczęście na ostatniej stronie znajdujemy informację, że to dopiero pierwszy tom Necrosis, dlatego z dużą ochotą wyczekuję wreszcie kolejnej odsłony!


Wyd.: Fabryka Słów
Miejsce/data: Lublin 2012
Ilość stron: 347
Moja ocena: 8/10

poniedziałek, 23 grudnia 2013

Simon R. Green – Istoty światła i ciemności

Istoty światła i ciemności
Simon R. Green – Istoty światła i ciemności

Simon R. Green (ur. 25 sierpnia 1955) – angielski pisarz science fiction i fantasy. Ukończył 2 kierunki studiów - nowożytną filologię angielską i literaturę amerykańską - na Uniwersytecie Leicester. Rozpoczął swoją karierę pisarską w 1973, swoją pierwszą powieść Manslayer sprzedał w 1976. Od 1990 Green napisał wiele więcej powieści i opowiadań, co czyni go najbardziej płodnym autorem science fiction obecnych czasów.

Z książkami Greena miałem już do czynienia nieco wcześniej. W domowej biblioteczce miałem od dawna dwutomowy Błękitny Księżyc, wydany także przez Fabrykę Słów. Długo odciągałem lekturę kosztem innych, niemniej gdy już dobrnąłem do ostatniej strony byłem na siebie nieco zły, że lekceważyłem tak przyjemną książkę! Jeśli chodzi o cykl Nightside to tuż przed Świętami dopadłem pierwsze trzy części po kusząco niskiej cenie, dlatego nie zastanawiając się zbyt długo sam sobie zrobiłem Bożonarodzeniowy prezent, z którego bynajmniej nie jestem zawiedziony !

Nightside to alternatywne miasto, do którego dostać można się pod ulicami Londynu. Jeśli znamy odpowiednie przejście, to w mgnieniu oka przeniesiemy się do mrocznego miejsca, w którym aż roi się od niebezpiecznych istot i typów z pod ciemnej gwiazdy. W tym wszystkim odnajduje się jednak jako tako John Tylor – prywatny detektyw. John jest człowiekiem, lecz posiada jednak nadprzyrodzoną zdolność, dar który pozwala mu odnajdywać zagubione rzeczy bądź ludzi. Właśnie w taki sposób zarabia na życie. Jednak jego życie nie jest sielanką, w Nightside Tylor ma wielu wrogów, których nabył sobie wiele lat temu. Ci na każdym kroku chyhają na jego podknięcie, by tylko dostać się do skóry detektywa.

Nowym zleceniodawcą Johna jest… sam Watykan. Na ręce Tylora spada nie lada wyzwanie, musi on odnaleźć Nieświętego Grala – kielich z którego podczas Ostatniej Wieczerzy pił Judasz. Magiczny artefakt nie może wpaść w niepowołane ręce, gdyż ciemna strona mocy może go skutecznie wykorzystać do swoich celów. Tak się składa, że kielich trafił właśnie do Nightside. Co więcej, szuka go nie tylko głowa Kościoła, ale też multum innych ludzi i istot, co znacznie utrudni działania prywatnego detektywa. Oczywiście Tylor nie będzie sam, towarzyszy mu dawna przyjaciółka Suzie. Jak rozwiąże się skomplikowane śledztwo? Dowiedzcie się sami!


Sądziłem, że trzy książki wypełnią mi w zupełności Świąteczny, wolny czas. Jednakże Wigilia już jutro a ja mam dwa tomy za sobą! Ale w sumie, czemu się dziwić… Książki Greena to rozrywka może i najwyższym fantastycznym poziomie, jednak nie należąca do zbyt obszernych. Każde dzieło to zaledwie 200 stron, na których jednak dzieje się bardzo wiele. Właśnie przez tak szybkie tempo fabuły powieści czyta się wręcz jednym tchem, co w gruncie rzeczy jest przecież atutem. Przyjemny język oraz czasem przepełnione czarnym humorem dialogi są jeszcze większym ozdobnikiem całości. Należy wspomnieć także o oprawie graficznej oraz rysunkach Dominika Brońka, które są wręcz wisienką na torcie. Jedyne co akurat mnie rzuciło się w oczy, to sam temat. Ostatnimi czasy kilka razy miałem do czynienia z fantastycznymi detektywami: Harry Dresden w Rycerzu Lata czy John Mallory w Polowaniu na wampira/jednorożca. Do tego jeszcze dochodzi główny bohater Rzeczy niekształtnych. Temat kryminalnej fantastyki jest mi zatem nieco znany, dlatego podczas lektury czasami może nachodziły mnie myśli zmęczenia tematem, ale nie w takim ogromnym, stopniu aby niedocenić cyklu Nightside. Książki bowiem są świetną rozrywką, którą warto polecić wszystkim fanom dobrej fantastyki!


Wyd.: Fabryka Słów
Miejsce/data: Lublin 2011
Ilość stron: 217
Moja ocena: 7/10

piątek, 20 grudnia 2013

Obscure Sphinx


Anaesthetic Inhalation Ritual
Muzyka jest dla mnie bardzo ważnym towarzyszem oraz wypełniaczem czasu. W ciągu dnia jest ze mną bardzo często, przez to też mój gust jest dosyć rozciągnięty by zwyczajnie nie uległ znużeniu tematem. Aczkolwiek mimo tego, że słuchać lubię, to jeśli miałbym powiedzieć coś fachowego o danym gatunku to zwyczajnie zabraknie mi słów. Dlatego od razu chciałbym rzec, że nie będzie to jakaś typowa recenzja muzyczna, gdzie pod lupę podejdzie najdrobniejszy dźwięk gitary czy uderzenie bębna. Będzie to raczej zwyczajna opinia osoby, którą owa muzyka ostatnimi czasy zawładnęła. O kim mowa? O zespole Obscure Sphinx. Nie obracam się zazwyczaj w takim gatunku muzycznym, lecz ten zespół zdecydowanie ma w sobie coś, co jak widać przyciąga słuchacza z nieco innej półki.
Prawdą jest, że od kiedy tylko zacząłem słuchać muzyki bardziej namiętnie, to w moich głośnikach/słuchawkach przeważały tylko ostre brzmienia typu: Metallica, Korn, Nirvana. Z czasem jednak tak zaawansowana fascynacja ustąpiła miejsca muzyce punkrockowej, później alternatywnej, a jeszcze później wszelkiej innej, w której mogłem odnaleźć coś fascynującego bądź mądrego. No może prócz muzyki elektronicznej, której do dnia dzisiejszego zwyczajnie nie trawie. Korzenie mojego gustu zatem zdecydowanie są metalowe, utrzymało się to być może gdzieś wewnątrz mnie, lecz na pewno słucham tego typu zespół o wiele, wiele mniej. Jednak gdy usłyszałem pierwsze dźwięki (co najlepsze!) polskiej grupy Obscure Sphinx od razu się zakochałem. Zespół wykonuje muzykę post-metalową, ostrą, ciężką i w dodatku ubarwioną niezwykłym wokalem Zofi Fraś, która w swoich piosenkach gardła z pewnością nie oszczędza. Nie lubię, gdy ktoś drze się do mikrofonu, wydając do tego gamę jakiś dziwnych, pierwotnych wręcz dźwięków. U Zofii, zwanej „Wielebną”, zabieg ten jest jednak wielce mistyczny i …zachwyca.
Void Mother
Całkiem niedawno światło dziennie ujrzał drugi krążek grupy, zatytułowany „Void Mother”. Pierwsza płyta została przyjęta przez krytyków bardzo pozytywnie, dlatego przed zespołem stało nie lada wyzwanie – nagranie czegoś równie dobrego, innego, aczkolwiek mieszczącego się w gatunku (często jest dla mnie tak, że tego typu muzyka jest zwyczajnie monotonna i nudna) post-metalu. Myślę, że Obscure Sphinx stanęło na wysokości zadania, gdyż nowe dźwięki całkowicie dają radę! Po kilku przesłuchaniach stwierdzam, że z przyjemnością grupa wyląduje w moim odtwarzaczu, bym mógł cieszyć się muzyką w każdej wolnej chwili, także poza domem. Na debiutanckim krążku – „Anaesthetic Inhalation Ritual” mamy przewagę znakomitej muzyki, której przewodzi świetnie brzmiąca gitara basowa. To jest właśnie to, w czym zakochałem się najbardziej. Długie kawałki, nieco skąpe w wokal, tworzą muzyczną baśń ukazaną w szarych i mglistych kolorach. Słuchając muzyki Obscure Sphinx przenoszę się do ciemnej krainy, nieznanej i fantastycznej, gdzie nie wiadomo co może mnie spotkać. Wokal „Wielebnej” mimo swojego hardkorowego tonu, niesie za sobą emocje. Każdy dźwięk wydobyty z jej gardła jest w tej całej wyimaginowanej krainie wręcz poetycki. W najnowszej płycie doświadczam tego samego.

Muzyka zespołu wręcz hipnotyzuje. Dzikie, pierwotne okrzyki Zofii Fraś są kwintesencją, nadają całości pazura i tworzą charakter płyty. Nigdy nie sądziłem, że mogę z taką przyjemnością słuchać takiego rodzaju muzyki, w dodatku nie tylko dla zabawy i zagłuszenia zewnętrznego świata. Okazuje się bowiem, że Obscure Sphinx to też dźwięki, przy których można odetchnąć i w pewien dziwny, pewnie dla niektórych niezrozumiały, zwyczajnie odpocząć. 

czwartek, 19 grudnia 2013

SZORT postapo



Umieram.
Pokryte pomarańczowymi plamami ciało dziwnie piecze i ściąga, jakby cała skóra była jedynie niewygodnym, zimowym płaszczem. Leże w ruinach mojego dawnego mieszkania. Zburzona ściana frontowa otwiera dla mnie okno na ten dziwny, nowy świat. Od dawna nie jestem w stanie się ruszyć, zdrętwiałe kończyny odmówiły posłuszeństwa kilka dni temu. Spierzchnięte usta dotkliwie pękają, lecz już nie sączy się z nich krew. Wędruje jedynie myślami, powracając do Zabrza sprzed wybuchu wojny atomowej. Przymykam powieki a wyobraźnia automatycznie ładuje mi się przed oczyma kalejdoskop wspomnień. Klatka po klatce zwiedzam piękne polskie miasto, w którym miałem przyjemność obcować przez czterdzieści lat. Czuje wręcz zapach świeżego, jesiennego powietrza, woń skoszonej właśnie trawy, szum kolorowych liści pod stopami… Wszystko zniknęło. Otwieram zaropiałe oczy i widzę świat niczym przez szarobure okulary. Wszelkie kolory ustąpiły miejsca wiecznemu mrokowi. Zburzone budynki straszą, rzucając demoniczne, poszarpane cienie. Metalowe części, pozostałości rusztowań przebijają ich betonową skórę, powoli krusząc się od zabójczej rdzy. Czasami poruszane  silnymi podmuchami wiatru wydają z siebie skrzekliwe dźwięki, niczym agonalne wołanie o ulgę w cierpieniu. Pozbawione liści drzewa stoją martwe, powoli gnijąc od środka. Przybierają czasami ludzkie kształty, nienaturalnie wyginają się w każdą stronę świata. Czasem widzę w nich diabelskie sylwetki, szydzące z mojej na wpół żywej osoby. Leżę niczym szmaciana kukła, niezdolny do niczego. Szare chmury atomowego pyłu zasłoniły słońce, które tylko czasami przedziera się przez gęstą warstwę oparów i częstuje upiornymi cieniami, umykającymi na tynkach starych Zabrzańskich kamienic.
Gdzie jestem? Może to nie umarła moja Polska, ale ja? Może postapokaliptyczna sceneria jest po prostu codziennością czeluści piekieł. Skazany na wieczne potępienie z każdym oddechem oddaje resztki duszy, czy to może być prawda? Ból rozdziera wnętrze mojego ciała. Żołądek drastycznie prosi się o jakikolwiek pokarm, dotkliwie palący przełyk pragnie tylko kropli zbawiennej wody. Mój język - suchy na wiór, nie jest w stanie wydobyć głośno żadnych słów. Spoglądam ukratkiem na moje ręce, pełne dziwacznych, sinawych tworów. Wyglądam bardziej jak wysuszona w upale jaszczurka, czuje jak skóra sztywnieje z każdą chwilą i pęka w miejscach zgięć. Umieram.
Przed moimi oczami nagle pojawia się mgła. Świat dziwnie się rozmazuje, kształty załamują się, kręcą, wprawiają w ruch. Czy to koniec? Czy to ostatnie chwilę mojego marnego żywota w tej pozbawionej Boga krainie? Dochodzi do mnie dziwny dźwięk, miarowy stukot. W wyburzonym otworze mej kryjówki pojawia się nikły cień. Rośnie powoli w rytm coraz głośniejszych kroków. Czarna sylwetka, która z początku mogła by wydawać się ludzką, zmienia się diametralnie. Postać rozpościera przede mną swoje skrzydła, czuje wręcz na policzkach ich delikatny powiew. Zaropiałe oczy nie pozwalają mi w pełni zobaczyć twarzy nieznajomego. Czuje na sobie jego wzrok, w dziwny sposób niesie spokój i ukojenie. Ból jakby na zawołanie umknął gdzieś daleko. Potężna sylwetka prawie w całości zasłania wejście – jedyne źródło jasności. Czuje jak ogarnia mnie mrok. Tajemniczą postać dzieli ode mnie zaledwie krok. Wyczuwam jej ciężki, równomierny oddech. Kim jesteś?! – chce krzyknąć, lecz z gardła wydobywa się jedynie kaleczny, rozpaczliwy jęk. Schyla się nade mną, dotyka mojej twarzy. Jej ręce są przyjemnie miękkie i ciepłe. Wznoszę się. Czuje, że nie należę już do mojego ciała, w jednym momencie zyskuje na nowo siłę. Zesztywnienia kończyn puszczają, pozwalając na wszelki ruch. Umykam gdzieś w górę, spoglądając na wszystko z lotu ptaka. Widzę w całości zgliszcza atomowego pobojowiska, wynik ludzkiej głupoty i chciwości. Widzę straszliwie zdeformowane sylwetki rodaków, czuje ich żal i wołanie o zakończenie męk. Łza powoli cieknie mi po policzku. Odchodzę. Umarłem.

[Szort wziął udział w konkursie na portalu Szortal.pl - bez wyróżnienia]

wtorek, 17 grudnia 2013

Magdalena Kozak - Paskuda&Co

Magdalena Kozak – Paskuda&Co.

Magdalena Kozak – lekarz specjalizujący się w medycynie ratunkowej, pracuje w szpitalu wojskowym. Pasjonuje się wszelkiego rodzaju militariami. Strzela, skacze ze spadochronem, interesuje się systemem walki. Pół roku spędziła w Afganistanie, gdzie została ranna podczas ostrzału. Została odznaczona Gwiazdą Afganistanu przez samego prezydenta RP. Zaczynała publikować w czasopiśmie „Fahrenheit” którego jest redaktorką. Jej debiutancka powieść – „Nocarz” nominowano do nagrody Zajdla, podobnie jak dwie jej kontynuację.

Po świetnie przyjętej trylogii o wampirach czy „Fiolecie” przyszedł wreszcie czas na nowe dzieło Magdaleny Kozak. Tym razem autorka pokazała się z zupełnie innej strony. Na antologię „Paskuda&Co” składa się trzynaście krótkich tekstów. Oczywiście wszystkie widnieją pod doktryną fantastyki, niemniej tematyką obiegają całkowicie od poprzednich dzieł autorki. Tym razem na kartach książki mamy do czynienia z rodzajem bajkowego średniowiecza.

Bohaterką zbioru jest uwieziona w wieży Księżniczka, która czeka z utęsknieniem na dzielnego rycerza. Piecze nad kobietą sprawuje Strażnik, który czasami ma już naprawdę dość znoszenia marudzenia młodej Książniczki. Gdyby tego było mało mamy też smoka Paskudę, zwanego pieszczotliwie Pasią. Stwór może i budzi strach swoim wyglądem, lecz tak naprawdę jest dosyć słodką istotą, całkowicie poddaną swojej księżniczce. Na pierwszy rzut oka może się wydawać, że schemat jest doskonale znany i nudny. Nic bardziej mylnego! Przygody trójki mieszkańców brylantowej wieży są bowiem wielce skomplikowane. Z czasem okazuje się, że Księżniczka tak naprawdę nie ma ochoty na dzielnych Rycerzy. Miłość przychodzi do niej z najmniej oczekiwanej strony, ale co się dziwić, skoro najciemniej przecież – jak mówią, jest pod latarnią.


Jak już wspomniałem wcześniej, opowiadania są bardzo krótkie. Przez to właśnie bardzo szybko można przebrnąć przez całą książkę, nie zdając sobie nawet sprawy, kiedy czas tak prędko nam umknął. Mamy uwięzioną księżniczkę, rycerzy próbujących ją uwolnić oraz smoka – strażnika cnoty. Znane? Z pewnością… Niemniej niech nikt nie podchodzi do książko Magdy Kozak z uprzedzeniem, bo jest to w pewien sposób oklepany wątek literacki, jednak podany w absolutnie nowej odsłonie, zdecydowanie wartej przeczytania. Teksty są napisane bardzo prosto i przejrzyście. Nie jest to jakaś specjalnie wymagająca lektura. Autorka skupiła się na tym, by czytelnik bawił się razem z jej bohaterami. Mamy sporo dobrego humoru, świetne i barwne postacie oraz miłosny wątek, który z każdym kolejnym opowiadaniem bardziej się rozwija. Jest to lektura miła i przyjemna lecz niestety bardzo krótka. Mam szczerą nadzieję, że autorka pokusi się wrócić do swoich bohaterów, gdyż zakończenie tomu pozwala na śmiałą kontynuację w nieco innej rzeczywistości. Serdecznie polecam!


Wyd.: Fabryka Słów
Miejsce/data: Lublin 2012
Ilość stron: 292
Moja ocena: 7/10



czwartek, 5 grudnia 2013

Olga Gromyko - Zawód: Wiedźma, część 1

Olga Gromyko - Zawód: Wiedźma, część 1


Olga Gromyko - Urodzona w 1978 roku w Winnicy. Zamężna, ma jednego syna. Jest absolwentką wydziału biologii Białoruskiego Państwowego Uniwersytetu. Przez kilka lat pracowała w Instytucie Naukowo-Badawczym epidemiologii i mikrobiologii jako laborantka, ale w pewnej chwili podjęła decyzję o odejściu z pracy i skupieniu się na pisarstwie.

Wiedźma Olgi Gromyko już nie jeden raz wpadła mi w ucho. Co jakiś czas natrafiałem w sieci na jej całą serię oraz na pozytywne opinie, które jej towarzyszyły. Postanowiłem zatem przy pierwszej nadarzającej się okazji przeczytać książkę sławnej, ukraińskiej pisarki. Muszę jednak przyznać, że trochę się rozczarowałem...

Główną bohaterką powieści, jak można się łatwo domyślić, jest wiedźma - Wolha Redna. Jak przystało na wiedźmę z krwi i kośći, Wolha jest kobietą z bardzo trudnym charakterem (o czym świadczy także skrót jej imienia - W.Redna), która woli raczej podążać własnymi ścieżkami i mieć w znacznej większości sytuacji swoje zdanie. Co więcej, osiemnastoletnia Wolha uczęszcza do szkoły magów. Zostaje jednak szybko "wyróżniona" przez rade pedagogiczną co wiąże się z pewną misją. Wiedźma ma udać się do Dogewa, siedziby wampirów, gdzie powierzono jej za zadanie rozwiązanie pewnej dziwnej intrygi. Gdyby tego było mało, okazuje się, że nikt z wysłanych tam magów nigdy nie wrócił. Wolha nie ma dużej palety możliwości, bierze więc swoją klacz - Stokrotkę, i udaje się w tajemniczą i niebezpieczną wędrówkę do krainy krwopijców.

Główna bohaterka jest barwną postacią, ma swój charakterek, przez który dosyć trudno z nią wytrzymać. Czasami stanowi to dobry, humorystyczny aspekt całości. Mimo to jednak, wiedźma nie przypadła mi do gustu. Sam nie wiem, dlaczego nie umiem się do niej przekonać, ale po prostu jej osoba wywiera we mnie niechęć. Sam pomysł na fabułę jest na moje oko nieco zbyt banalny. Akcja może i biegnie dosyć szybko, książka napisana jest też językiem bardzo przyjemnym i łatwym w odbiorze. Co z tego jednak, jeśli treść nie do końca do mnie przemawia. Takie sobie czytadło na nudę, zbytnio nie wyróżniające się na tle powieści o magii, wampirach i wiedźmach. Średniak.


Wyd.: Fabryka Słów
Miejsce/data: Lublin 2010
Ilość stron: 292
Moja ocena: 4/10




Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...